"Witajcie kochani,
Według harmonogramu dzisiaj powinniście otrzymać recenzję od Imagine Pro jednak z przykrością muszę Was poinformować, że Konrad na czas bliżej nieokreślony musi zawiesić swoją aktywność na naturalnej-selekcji. Dlaczego? Już Wam mówię.
Otóż zaczął się rok szkolny, a on szkoły jeszcze nie skończył. Nie ma wystarczająco czasu by poświęcić go na wszystkie czynności, do których się zobowiązał. Musiał od czegoś odstąpić i padło na bloga.
Za to ja jestem z Wami cały czas, bynajmniej staram się, bo zaczyna mi brakować filmów. Niektóre trochę się boję recenzować, a innych po prostu nie mam ochoty, jednak już jutro dostaniecie świeżą:)"
Witam, cześć, siemaneczko. Od ostatniego miesiąca trochę się tutaj zakurzyło, więc postanowiłem przeczyścić naszą szafkę. Niedzielnego podsumowania nie będzie bo nie da się przeoczyć - nie ma z czego go zrobić. Jak wspomniała w powyższym cytacie Lady Pro - musiałem zawiesić swoją aktywność. Ze względu, że nie lubię zostawiać coś co zacząłem udało mi się przygotować dla Was małą lekturę ;)
Leonetti wydawał się być ciekawym wyborem na reżysera "Annabelle", ponieważ był autorem zdjęć trzech ostatnich hitów Jamesa Wana: "Obecności" oraz obu części "Naznaczonego". Znał więc zarówno jego styl pracy, jak i podejście do kwestii straszenia widzów. Nie wykorzystał jednak okazji wprowadzenia do kanonu kina grozy tej niezwykle demonicznej lalki, która skradła w "Obecności" wiele scen. "Annabelle" jest bowiem nieudolną próbą kopiowania czyichś pomysłów bez zrozumienia ich sedna; imitacją wypraną ze zdecydowanej większości zalet filmów Wana. Zamiast ustawić wyglądającą upiornie Annabelle w centrum opowieści i na jej bazie zacząć tworzyć atmosferę niejednoznaczności i niewidzialnego terroru, Leonetti woli walić widza po głowie oczywistościami i atakować ujęciami efekciarskiego demona.
O tak, w "Annabelle" pojawia się prawdziwy demon, taki z płonącymi ślepiami, spiczastymi rogami (ogona nie stwierdzono) oraz irytującą cechą skrywania się za tytułową lalką lub warczenia w półmroku. W rezultacie sama Annabelle spada na drugi plan, chociaż to akurat jest dla niej dobre, bowiem w tych nielicznych scenach, w których bierze czynny udział w akcji, jest absolutnie przerażająca. Co jednak ważniejsze, Leonetti (prawdopodobnie częściowo z powodów budżetowych) zrezygnował z wizualnej elegancji swoich filmów z Wanem. W zamian wybrał serię efektownych, acz boleśnie B-klasych tricków w postaci błyskania widzom światłem po oczach, dudniących dźwięków sugerujących publiczności, że oto wzrasta napięcie, czy też nagłych najazdów i odjazdów kamery, która zdaje się w niektórych scenach mieć ADHD.
Inna sprawa, że Leonetti musiał się mocno nakombinować, by choć minimalnie wygładzić wszystkie wyboje tekstu napisanego przez debiutującego w kinie scenarzystę Gary'ego Daubermana, który włożył wiele trudu w ukrycie faktu, że "Annabelle" to jedna wielka zrzynka z "Dziecka Rosemary" Romana Polańskiego. Nie byłoby w tym w sumie nic złego – sam tylko krwawy prolog przywołujący na myśl sprawę morderstwa Sharon Tate mocno wystraszy wielu widzów – problem polega jednak na tym, że Daubermanowi brakuje wyczucia. Jest to widoczne chociażby w pozbawionym logiki zachowaniu protagonistów, małżeństwa z małym dzieckiem, które jest terroryzowane przez Annabelle i jej demona. Nie wspominając już nawet o poprowadzonym ciężką ręką wątku ich czarnoskórej sąsiadki z dawną traumą, która od pierwszych sekund na ekranie zdaje się krzyczeć o możliwość zaznania emocjonalnego katharsis.
"Annabelle" nie jest więc ani projektem tak przemyślanym, ani strasznym jak „Obecność” Jamesa Wana. Ciężko też ukryć ten prosty fakt, że nakręcony w przeciągu roku od sukcesu swego pierwowzoru film Johna R. Leonettiego powstał przede wszystkim dla zarobienia na chwilowej sławie demonicznej lalki. To przewidywalne, mało wyszukane, mocno B-klasowe kino grozy, które zadowoli jedynie zagorzałych fanów filmowych horrorów oraz widzów o niezbyt mocnych nerwach, którzy chodzą do kina, by przeżyć na ciemnej sali kinowej kilkadziesiąt minut bezpiecznego strachu.
O tak, w "Annabelle" pojawia się prawdziwy demon, taki z płonącymi ślepiami, spiczastymi rogami (ogona nie stwierdzono) oraz irytującą cechą skrywania się za tytułową lalką lub warczenia w półmroku. W rezultacie sama Annabelle spada na drugi plan, chociaż to akurat jest dla niej dobre, bowiem w tych nielicznych scenach, w których bierze czynny udział w akcji, jest absolutnie przerażająca. Co jednak ważniejsze, Leonetti (prawdopodobnie częściowo z powodów budżetowych) zrezygnował z wizualnej elegancji swoich filmów z Wanem. W zamian wybrał serię efektownych, acz boleśnie B-klasych tricków w postaci błyskania widzom światłem po oczach, dudniących dźwięków sugerujących publiczności, że oto wzrasta napięcie, czy też nagłych najazdów i odjazdów kamery, która zdaje się w niektórych scenach mieć ADHD.
Inna sprawa, że Leonetti musiał się mocno nakombinować, by choć minimalnie wygładzić wszystkie wyboje tekstu napisanego przez debiutującego w kinie scenarzystę Gary'ego Daubermana, który włożył wiele trudu w ukrycie faktu, że "Annabelle" to jedna wielka zrzynka z "Dziecka Rosemary" Romana Polańskiego. Nie byłoby w tym w sumie nic złego – sam tylko krwawy prolog przywołujący na myśl sprawę morderstwa Sharon Tate mocno wystraszy wielu widzów – problem polega jednak na tym, że Daubermanowi brakuje wyczucia. Jest to widoczne chociażby w pozbawionym logiki zachowaniu protagonistów, małżeństwa z małym dzieckiem, które jest terroryzowane przez Annabelle i jej demona. Nie wspominając już nawet o poprowadzonym ciężką ręką wątku ich czarnoskórej sąsiadki z dawną traumą, która od pierwszych sekund na ekranie zdaje się krzyczeć o możliwość zaznania emocjonalnego katharsis.
"Annabelle" nie jest więc ani projektem tak przemyślanym, ani strasznym jak „Obecność” Jamesa Wana. Ciężko też ukryć ten prosty fakt, że nakręcony w przeciągu roku od sukcesu swego pierwowzoru film Johna R. Leonettiego powstał przede wszystkim dla zarobienia na chwilowej sławie demonicznej lalki. To przewidywalne, mało wyszukane, mocno B-klasowe kino grozy, które zadowoli jedynie zagorzałych fanów filmowych horrorów oraz widzów o niezbyt mocnych nerwach, którzy chodzą do kina, by przeżyć na ciemnej sali kinowej kilkadziesiąt minut bezpiecznego strachu.
_____________________________________________________________________________
INFORMACJA
Harmonogram postów w tym tygodniu się zmieni. Otóż. To, iż ja wróciłem nie oznacza, że Lady Pro też, przy czym nie jestem w stanie Wam powiedzieć czy wróci. Postaram się dla Was wyrobić z tym blogiem, być może dojdą jakieś vlogi recenzyjne? Wszystko w swoim czasie, mam nadzieje, że sobie z wami poradzę i mam nadzieję, że lekturka się przyjęła. Gorąco pozdrawiam.
_____________________________________________________________________________
BONUSik
W tym BONUSiku, nie dodam żadnej opowieści, pytania etc. Po prostu wytłumaczę wam moją nieobecność ;)
Musiałem przeżreć całą lekturę ponad program :)
Myślę, że nie macie mi tego za złe. Do zobaczenia! :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz